Kwestia nierówności płci to temat, który w ostatnich latach pojawia się w mediach coraz częściej. Z jednej strony jest to przejaw pozytywnych tendencji w rozwoju społeczeństwa, które przestaje traktować ową nierówność jako oczywistość, z drugiej pokazuje ogromną skalę problemu. Przy każdym kolejnym raporcie poświęconym dysproporcjom w zatrudnieniu oraz zarobkach kobiet i mężczyzn, eksperci podejmują dyskusję na temat dyskryminacji kobiet na rynku pracy oraz rozpatrują możliwości zlikwidowania tzw. „gender pay gap”.
Kilka tygodni temu Guardian opublikował raport, w którym szczegółowo analizuje kwestię zatrudnienia i zarobków kobiet w Wielkiej Brytanii. W związku z obowiązkiem pokazania średniej oraz mediany wynagrodzeń w zależności od płci, możliwe było dokładne określenie skali zjawiska nierówności, która ma miejsce w brytyjskiej gospodarce. Wyniki okazały się zatrważające – aż 80 proc. firm na Wyspach płaci więcej mężczyznom niż kobietom na takich samych stanowiskach. Co ciekawe, różnica ta zależna jest od sektora – choć średnio wynosi blisko 10 proc., w branży finansowej przekracza 30 proc.!
Kobieca strona gospodarki
Porównując brytyjskie wyniki z polskimi, pozornie wydaje się, iż sytuacja Polek na rynku pracy jest lepsza. Należy jednak pamiętać, że dane dotyczące różnic w płacach są bardzo mocno zależne od struktury zatrudnienia w danym kraju, a faktyczny udział kobiet w danym przedsiębiorstwie jest ściśle zależny od branży. Mniej kobiet pracuje w firmach produkcyjnych – według szacunków specjalistów z firmy manaHR stosunek liczby zatrudnionych w nich kobiet do mężczyzn wynosi 35% w ujęciu ogólnopolskim. Z kolei w ramach danego przedsiębiorstwa pod względem płci zróżnicowane są działy. W pionach takich jak: inżynieria, IT, logistyka i zakupy oraz badania i rozwój pracuje jedynie od 16 do 27 proc. przedstawicielek płci pięknej. Zdecydowanie bardziej wyrównaną strukturą zatrudnienia mogą pochwalić się działy: obsługa klienta, marketing, administracja i prawo. Natomiast PR, HR oraz finanse i księgowość to piony, w których kobiety nawet dominują. Struktura zatrudnienia zróżnicowana jest także w skali regionalnej – w pewnych obszarach bowiem liczba pracujących kobiet jest wyższa niż w pozostałych częściach kraju. Dobrym tego przykładem jest np. Podbeskidzie, gdzie 45% zatrudnionych w firmach produkcyjnych to kobiety. – Wpływ na tę sytuację może mieć bardzo wiele czynników. Po pierwsze względy historyczne (w tym obszarze kwitł przemysł włókienniczy), a po drugie – nastawienie i polityka pracodawców. Rynek podbeskidzki mocno odczuwał niedobór pracowników produkcyjnych, dlatego częstą stała się praktyka wydzielania dla kobiet stanowisk, na których praca była nieco lżejsza. Pokazuje to, że zapewne i w innych regionach jest potencjał na zwiększenie zatrudnienia dzięki przyjmowaniu kobiet, co w czasach niedoboru rąk do pracy może okazać się nieocenioną szansą dla firm. – wyjaśnia Maria Kuźniar, Starszy Konsultant w manaHR.
Nawet, jeśli te różnice w strukturze zatrudnienia kobiet można wyjaśnić pewnymi naturalnymi zależnościami – jak choćby faktem, iż kobiety rzadziej wybierają ciężką pracę fizyczną w firmach produkcyjnych – statystyki powinny dać wiele do myślenia decydentom. Analiza zatrudnienia na stanowiskach związanych z zarządzeniem organizacjami wskazuje bowiem, iż kobiety stanowią zaledwie 14 proc. kadry menadżerskiej. A to oznacza, iż daje się im zdecydowanie mniejsze szanse na rozwój na rynku pracy.
Przepaść w wynagrodzeniach
Poza szczegółową analizą struktury zatrudnienia, specjaliści z manaHR zbadali także dokładnie wynagrodzenia kobiet i mężczyzn na podobnych stanowiskach w firmach produkcyjnych. I znów, dysproporcje mocno zależne są od działu. Z jednej strony bowiem w logistyce i zakupach kobiety osiągają wyższe pensje nawet o 17 proc, po przeciwnej stronie znajdują się takie branże, w których zarobki kobiet są nawet o połowę niższe! Najmniej w stosunku do mężczyzn kobiety zarobią w działach zajmujących się finansami i księgowością oraz zarządzaniem (55-56 proc.). W zdecydowanej większości sektorów zaś ich zarobki wynoszą od 70 do 80 proc. tego, co uzyskują mężczyźni. Nieco bardziej wyrównane płace obserwuje się w administracji i prawie (kobiety zarabiają 85 proc tego, co mężczyźni), Public Relations (89 proc) oraz marketingu (91 proc). Średnio więc kobieta zajmująca takie samo lub zbliżone stanowisko do mężczyzny musi liczyć się z pensją wynoszącą ok. 21 proc. mniej.
Szklany sufit
Co jest przyczyną takich różnic? Większość ekspertów jako najważniejszą przyczynę różnic w zarobkach wymienia macierzyństwo. Pracownice od pracowników różnią się przede wszystkim podejmowaniem prac na część etatu tak, aby być w stanie pogodzić życie zawodowe z obowiązkami rodzinnymi. Kobiety w wieku reprodukcyjnym są także rzadziej zatrudniane i rzadziej wybierane na ważne stanowiska – pracodawcy obawiają się bowiem wzrostu kosztów związanych z poszukiwaniem ich zastępstwa. Co gorsze, wraz z urodzeniem dziecka rośnie także ryzyko utraty pozycji zawodowej oraz zmniejszenia pensji.
Na rynku pracy pokutują jednak także stare, mocno zakorzenione stereotypy na temat miejsca kobiet, ich możliwości oraz ambicji. Krzywdzące opinie, nierzadko powtarzane przez konserwatywnych polityków, że prawdziwą misją kobiety jest bycie matką, a realizować mogą się dodatkowo, wspierając swoich silnych mężów. Ten szklany sufit fałszywych przekonań zmniejsza morale wielu kobiet, które, stykając się na co dzień z nierównościami, w pewnym momencie zaczynają wierzyć, iż nie zasługują na podwyżkę i awans.
Na niełatwym dla pracodawców rynku pracy, w którym poszukiwanie dobrze wykształconego i doświadczonego pracownika bywa największym wyzwaniem, przemyślenie roli kobiety oraz jej pozycji w organizacji powinno stać się obowiązkowe. Wyrównanie szans na zdobycie zatrudnienia niezależnie od branży, a także obietnica sprawiedliwego (za umiejętności, a nie płeć) wynagrodzenia, zatrzyma być może odpływ kobiet z rynku pracy, co z kolei może okazać się ratunkiem dla podtrzymania stabilności przedsiębiorstwa oraz całej gospodarki.