Krystyna Mazurówna – tancerka, solistka Teatru Wielkiego w Warszawie i Casino de Paris, choreografka, autorka książek i artykułów. Emanuje niespożytą, dobrą energią i optymizmem, którym potrafi zarazić innych. Dowcipna i mająca dystans do życia.
Redakcja: Kiedy i dlaczego postanowiła Pani, że zostanie tancerką?
Krystyna Mazurówna: Kiedy miałam trzy lata rodzice wzięli mnie na spektakl baletowy. Po powrocie do domu postanowiłam zostać tancerką – jak większość małych dziewczynek, tyle że te dziewczynki potem mądrzeją i zmieniają zdanie, a ja – wyjątkowo uparta – nie zmieniłam. Postanowiłam sama sobie dotrzymać obietnicy i przetańczyłam całe życie!!!
Redakcja: Była Pani solistką Teatru Wielkiego. Publiczność Panią uwielbiała. Dlaczego postanowiła Pani porzucić balet i zająć się tańcem nowoczesnym? Czy taniec nowoczesny miał być kolejnym celem, bo w balecie osiągnęła już Pani wszystko co można było osiągnąć?
Krystyna Mazurówna: Taniec klasyczny znudził mnie szybko skostniałością swojej formy. Nie mogłam w nim wyrazić siebie i po dwóch latach przepracowanych w roli łabędzia, złożyłam wymówienie w Operze Warszawskiej i odtąd robiłam to, co naprawdę czułam i co mi się naprawdę podobało.
Redakcja: W 1968 r. musiała Pani opuścić Polskę, ponieważ ówczesnej władzy nie podobał się Pani nowy pomysł na życie, czyli zespół taneczny Fantom. Z synem i jedną walizką przyjechała Pani do Paryża? Jak przyjął Panią Paryż?
Krystyna Mazurówna: Paryż mnie, jak i wszystkich innych emigrantów, przyjął z życzliwością, ale obojętnie – musiałam sama znaleźć sobie w nim moje miejsce, mój sposób na życie, ale dzięki memu zawodowi, który mam w nogach, udało mi się to stosunkowo szybko – po dziewięciu miesiącach spędzonych bez żadnej pracy, dostałam pierwszy kontrakt i od tej chwili było już tylko coraz lepiej.
Redakcja: Czy to, że była Pani solistką w Teatrze Wielkim robiło wrażanie na reżyserach i choreografach w Paryżu?
Krystyna Mazurówna: Żadnego wrażenia na nikim to nie robiło, nawet nikogo o tym nie informowałam. Pierwszy choreograf, który mnie zobaczył na castingu zaangażował mnie, następni poszli tym samym śladem. W zawodzie tancerki nie są ważne dyplomy ani jej przeszłość, liczą się tylko umiejętności i osobowość.
Redakcja: Czy z perspektywy czasu nie żałuje Pani swojej decyzji dotyczącej założenia zespołu, który był powodem przymusowego wyjazdu? W końcu w Polsce miała Pani status gwiazdy.
Krystyna Mazurówna: Absolutnie nie! Nie żałuje niczego, co zrobiłam. Jeśli czegokolwiek żałuję, to tego, że zbyt długo się nosiłam się z tą decyzja. Pierwsze dwa lata przetańczone w Teatrze Wielkim uważam za stracone. Tego, że wyjechałam do Paryża też nie żałuję. Żałuję może tego, że wyjechałam zbyt późno – w wieku dwudziestu kilku lat, zamiast w wieku kilkunastu… Na scenach paryskich pracowałam zawsze z dużą radością i dużym szczęściem, akceptując coraz to lepsze i lepsze propozycje.
Redakcja: Jak Pani wspomniała, przez pierwsze dziewięć miesięcy pobytu w Paryżu nie miała pracy. Co robiła Pani, aby utrzymać syna i siebie?
Krystyna Mazurówna: Przejadałam powoli sprzedane w Polsce: samochód, telewizor, pralkę i lodówkę. Od momentu, kiedy weszłam po raz pierwszy na scenę paryska, było już tylko wciąż coraz lepiej!
Redakcja: Słyszałam, że na pewnym etapie swojego życia w Paryżu pracowała Pani w siedemnastu zawodach. Czy łapała się Pani każdej pracy, czy jednak starała się wybierać coś w czym czuła się dobrze czy było bliskie Pani sercu?
Krystyna Mazurówna: Przez trzydzieści lat od przyjazdu do Paryża pracowałam wyłącznie jako tancerka i choreograf i nie miałam problemów finansowych. Dopiero po pięćdziesiątce – gdy z własnej woli wycofałam się z czynnego życia zawodowego tancerki, a cały majątek (moje mieszkanie, duży dom na wsi, dwa samochody, kota, psa i dwójkę dzieci) zostawiłam mężowi, z którym się rozwodziłam i chciałam mu to wynagrodzić – zaczęłam wykonywać siedemnaście rożnych zawodów. Byłam między innymi szatniarką, kelnerką, bileterką, sprzedawczynią, kasjerką, barmanką, informatorką, majstrem na budowie, stylistką i konferansjerką. Wykonywałam je równolegle. Biegłam z jednej pracy do drugiej. Każdy z tych zawodów mnie cieszył, bawił i napawał dumą. Chciałam osiągnąć postawiony sobie cel – zarobić na życie. Wolałam dojść do tego w ten sposób zamiast rozdzielać wspólny z mężem majątek. I udało się, zarobiłam sama na zakup nowego mieszkania dla mnie, które znajduje się naprzeciw mieszkania dzieci, a potem na zakup szesnastu mieszkań, które stanowią dla nich spadek.
Redakcja: Krystyna Mazurówna to nie tylko tancerka i choreografką. To również autorka książek („Burzliwe życie tancerki” i „Moje noce z mężczyznami”) oraz felietonów do nowojorskiego tygodnika polonijnego „Kurier Plus”. Skąd się wzięło Pani zamiłowanie do pisania?
Krystyna Mazurówna: Uwielbiam robić wszystko, co jest kreatywne – tańczyć, robić choreografię, projektować wystrój kolejnego mieszkania i wymyślać stroje. Pisanie jest jednym z kreatywnych sposobów wyrażania siebie, stąd moje zamiłowanie i do tego środka ekspresji. Drukowało mnie już wiele tygodników, miesięczników i gazet w Polsce (Sukces, Pani, Twoj Styl, National Geographic i wiele, wiele innych) i za granicą. Aktualnie pisuję cotygodniowe felietony do paryskiego tygodnika polonijnego przy Angorze – Vector i do polonijnego miesięcznika w Wiedniu – Polonika. Jestem w trakcie pisania trzeciej książki.
Redakcja: W książce „Moje noce z mężczyznami” pisze Pani o mężczyznach, którzy wpłynęli na Pani życia. Który z nich miała największy wpływ na Pani życie i dlaczego?
Krystyna Mazurówna: Żaden z mężczyzn opisanych w tej książce nie miał zasadniczego wpływu na moje życie ani na mnie. Ale bez wątpienia, mężczyzną który mnie ukształtował i do którego zawsze i wciąż żywiłam ślepy podziw, kochając go bezwarunkowo, był mój ojciec, a tym, którego najbardziej podziwiam i kocham, jest mój syn. Tak mi się porobiło…
Redakcja: Jak już wcześniej wspomniałam, wyjechała Pani do Paryża z małym dzieckiem. Była Pani samotną mamą, która musiała utrzymać swoją dwuosobową rodzinę. Z powodów zawodowych czasami musiała Pani wyjeżdżać z domu na dłużej. Jak Pani to wszystko ogarniała?
Krystyna Mazurówna: Opuszczałam mego dziewięcioletniego syna najdłużej na weekend, zostawiając mu posiłki na te dwa dni. Dziecko było samodzielne, i świetnie sobie dawało rade.
Redakcja: Będąc u szczytu kariery, urodziła Pani syna. Nie miała Pani obaw, że przyjście na świat dziecka przekreśli Pani plany zawodowe lub wykluczy z zawodu? Co poradziłaby Pani kobietom, które – bojąc się o pracę – nie decydują się zajść w ciążę.
Krystyna Mazurówna: Wiedziałam, że w moim zawodzie należy mieć dzieci albo przed, albo po skończeniu kariery. Pierwsze dziecko urodziłam tuż po maturze i dyplomie, następną dwójkę dobrych kilkanaście lat potem. Ani przez moment nie pomyślałam, że może mi to w czymkolwiek przeszkodzić, i nigdy nie przeszkodziło. Moim największym sukcesem, największym osiągnięciem są moje dzieci. Jestem z nich niesłychanie dumna i jestem przekonana, że kobieta, która nie ma dzieci, traci ważne, cudowne doświadczenie życiowe i zubaża znacznie swoje życie.
Redakcja: Jest Pani znaną w Polsce osobą, rozpoznawalną. Sama Pani jednak w wywiadach podkreśla, że nie czuje się gwiazdą. Skąd ta rozbieżność?
Krystyna Mazurówna: Te dwa pojęcia nie są równoznaczne – nie czuję się i nie chce być gwiazdą. Śmieszy mnie sama ta archaiczna nazwa. Jestem rozpoznawalna, ale jest to wynik tego, że jestem obecna w mediach. Jest miło, kiedy nieznajomi ludzie gratulują mi, okazują swoją sympatię, ale mniej miło, gdy słyszę agresywne złośliwości pełne nienawiści i krzywdzące opinie na mój temat. W sumie, bycie „gwiazda” jest mi kompletnie obojętne, zwłaszcza, że już raz to przeżyłam, pół wieku temu.
Redakcja: Jak Pani reaguje na krytykę?
Krystyna Mazurówna: „Prawdziwa cnota krytyk się nie boi”. Na krytykę reaguję zupełnie obojętnie. Jestem ciekawska, więc interesują mnie złe i dobre opinie, ale nie przejmuję się tymi druzgocącymi, a nawet nie smucę i nie obrażam dennymi i agresywnymi atakami złośliwych anonimowych internautów. Śmieszą mnie wypowiedzi typu: „w jej wieku, powinna czołgać się w koszuli nocnej po cmentarzu w kierunku grobu”, „na pewno pod tymi spódnicami ma zad jaszczura” a nawet „z całą pewnością ma dwie sztuczne szczeki”. Akurat nie mam ani jednej, ale nawet gdybym miała, to i co? Sztuczne szczeki tez są dla ludzi, prawda?
Redakcja: Co – według Pani – trzeba zrobić, aby odnieść sukces?
Krystyna Mazurówna: Zależy, co dla kogo jest sukcesem. Dla mnie, bycie w zgodzie z samą sobą, satysfakcja ze swego sposobu życia, ze swego postępowania. Ja uwielbiam każdą pracę twórczą, robienie choreografii, projektowanie kostiumu czy wizerunku, urządzanie mieszkania, szukanie nowych pomysłów na pracę czy na życie i to bezustannie robię – czyli osiągam kolejne sukcesy!
Redakcja: Jest Pani bardzo energiczną osobą. Skąd Pani czerpie tyle energii?
Krystyna Mazurówna: Z życia! Zachwycam się nim, ujarzmiłam je, obłaskawiłam, trzymam je w ryzach! Stworzyłam je sobie dokładnie takie, jakie je sobie wymarzyłam, więc marzę nadal, stawiam sobie coraz to inne zadania, wpadam na coraz to inne pomysły, które kolejno realizuję. Mam niezachwianą wiarę w siebie, w moje dzieci, w siłę naszej psychiki.
Redakcja: Czy jest jeszcze coś czego Pani nie zrobiła, a marzy Pani, aby zrobić?
Krystyna Mazurówna: Oczywiście, szereg rzeczy! Mam wiele planów… Jeszcze chciałabym spróbować swoich sił na scenie jako aktorka, napisać trzecią, czwartą i piątą książkę, na które już mam pomysły, zrobić nowe choreografie, uczestniczyć w nowych projektach. Jednym słowem – nadal być zaskakiwana, realizować się i z ciekawością obserwować życie, by z niego czerpać jak najwięcej. Pomagać innym, nadal zapraszać do siebie młodych, zdolnych ludzi, by ułatwiać im start, uczyć innych doceniania siebie i otoczenia, dzielić się – nie tylko doświadczeniem, ale i energią, radością, euforią i entuzjazmem.
Redakcja: Dziękujemy za bardzo interesujący wywiad.