W jednym biurze z partnerem? Albo wspólna firma z mężem? Czasem to się udaje, ale częściej niestety nie. Bo coś musi wygrać: albo miłość albo kariera.
Praca z partnerem ma swoje dobre strony: wspólne poranne trasy do pracy i zgrane powroty. Podobne zainteresowania i grono przyjaciół. Tematy do rozmów przy posiłkach, w aucie, a nawet na wakacjach. Dlaczego więc psychologowie uważają, że lepiej, gdy para kochających się ludzi pracuje oddzielnie?
Cały problem bierze się z pomieszania obszarów: praca to porządek zewnętrznego świata, a miłość – emocji. Dlatego mieszanie tych przestrzeni może okazać się niebezpieczne.
Po pierwsze – jedna przestrzeń może zdominować drugą. Jeśli nie oddzielicie wyraźnie życia zawodowego od prywatnego, wkrótce zagadnienie realizacji budżetu może zastąpić komplementy podczas romantycznej kolacji. Związek zacznie toczyć się wokół pracy, uczucie zanikać.
Po drugie – praca to hierarchia. W każdej instytucji, we wspólnej firmie musi być ktoś kto zarządza i ktoś, kto się podporządkowuje. Kiedy taka relacja dotyczy pary, kłopoty pojawią się niechybnie. I: „On traktuje mnie jak sekretarkę. Ona mnie kocha, więc powinna kochać moje pomysły. Kocham, nie dopuszczam myśli, że ukochany pracuje źle…” I tak dalej – ku kłótniom.
Po trzecie – czy to jeszcze rodzina? A może już firma? Przenoszenie zachowań z pracy do domu działa jeszcze mocniej. Dyrektor nadal jest dyrektorem, prawnik prawnikiem. A kiedy kochający się ludzie widzą w sobie asystentów, doradców, inżynierów – a nie kobietę i mężczyznę, trudno o utrwalenie wzajemnej fascynacji.
Co robić? Odseparować świat pracy od uczuć. Postawić nieprzekraczalne granice czasu: od tej godziny nie podejmujemy tematów związanych z pracą. Ustalić, kto za co odpowiada i nie wtrącać się w kompetencje partnera. Zapomnieć o dyrektorze, delegacjach, nadgodzinach. Albo jednak pracować oddzielnie.